Dzisiaj mam coś dla odważnych 😉 i cierpliwych – tutorial jak samemu zrobić balsam do suchej skóry. Początkowo planowałam stosować go na dłonie, przesuszone Magnezją [kto się wspina ten wie, a kto nie, może przeczytać tu: http://8a.pl/magnezja-biala-odwaga.], ale ostatecznie znalazł zupełnie inne zastosowanie o którym zaraz Wam napiszę… Oryginalny przepis [który zmodyfikowałam] był polecany jako mazidło na popękaną i suchą skórę pięt, łokci i kolan.
Balsam nazwałam „Maść na suchą popękaną skórę”, bo konsystencja bardziej przypomina maść albo balsam do ust, niż rzadki balsam do ciała.
Wracając na chwilę do Magnezji – niestety ten „magiczny”, biały proszek potwornie przesusza dłonie, a jak by tego było mało, jestem alergikiem z suchą i delikatną skórą skłonną od podrażnień, z atopowym zapaleniem skóry :/ Cudowne połączenie! Z tego ostatniego powodu od dawna eksperymentuję z ziołowymi i naturalnymi olejkami, masłami/balsamami/kremami domowej roboty, które nie podrażniają jak kupowane tanie kremy, ale też nie kosztują tyle, co te drogie z apteki (które zresztą często okazują się nieskuteczne:/) i tak ostatnio zabrałam się za zrobienie tego balsamu. Ponieważ nie miałam wszystkich składników do wykorzystania receptury, którą kiedyś znalazłam i spisałam, wymieniłam niektóre składniki na inne… i tak powstał ten ciekawy eksperyment.
Balsam bardzo dobrze natłuszcza (przede wszystkim) i nawilża skórę. Dla mnie okazał się wybawieniem od maści sterydowej, którą musiałam stosować na plamy z AZS – teraz smaruję tym zwykłym naturalnym mazidłem, i plamy atopowego zapalenia skóry znikają!!!!!! Tym którzy maja alergię i wiedzą jak działają sterydy i jakie zmiany pozostawiają na skórze nie muszę nic dodawać. Oczywiście alergikom zalecam zrobienie go z malutkiej ilości i przetestowanie na malutkim fragmencie skóry, ponieważ napar z ziół, który tam stosuję też MOŻE UCZULAĆ!! Można go zastąpić zwykłą wodą demineralizowaną. Ja te zioła znam i stosuję od dawna, robię sobie z nich krem, wiec wiem, że dla mnie są bezpieczne i działają dobrze na skórę. O każdym składniku z osobna napisze niżej.
Czego potrzebujecie?
Balsam do suchej skóry – przepis (na ok. 130ml gotowego produktu)
Frakcja A olejowa:
10ml lanoliny
15ml wosku pszczelego
35ml masła shea
10ml oleju z baobabu
20ml masła kawowego
Frakcja B wodna:
35ml naparu z ziół (u mnie owies i skrzyp polny) albo woda demineralizowana
5ml mocznika
60 kropli d-panthenolu
Opcjonalnie:
naturalne olejki zapachowe [kilka kropel, max 10]
konserwant naturalny np. FEOG od 0,5 do 1% – czyli wystarczy 1ml
Dodatkowo:
2 zlewki szklane
większy garnuszek z wodą
szklane mieszadełko
mikserek przeznaczony tylko do produkcji kosmetyków (taki jak do spieniania mleka do kawy,można go kupić za ok 5-10zł w Ikea, albo sklepie AGD, albo w sklepie typu „Wszytko po 4 złote”. Możemy też użyć łyżeczki do zaparzania herbaty -takiej z dziurkami. Kiedyś mieszłam tak szampon, ale nie polecam tego rozwiązania, bo jest pracochłonne i da mniej gładki kosmetyk, niż ten zmiksowany spieniaczem do mleka)
spirytus/płyn do dezynfekcji z apteki + waciki
miarki do odmierzania/strzykawka (komplet miarek kupicie np. w Ikea za 3zł, lub w sklepach z wyposażeniem kuchni, strzykawkę kupicie za parę groszy w aptece)
Jeżeli pierwszy raz robisz krem, pamiętaj, że najważniejsza jest higiena!! Blat na którym pracujesz, zlewki szklane, mieszadełka, mikser, pojemniczek do którego przelejesz gotowy krem – to wszystko musi być idealnie czyste i sterylne – najpierw umyj wszystko płynem z wodą, najlepiej przegotowaną, potem wysusz i wytrzyj wacikami nasączonymi spirytusem/płynem dezynfekującym. W aptece polecali mi spirytus do takich zabaw, ponieważ te płyny, które maja do odkażania rąk są „mało procentowe”. A wiadomo – nie ma co ryzykować zakażenia!!!
Jak już przeszliśmy najważniejszy punkt 😉 to reszta jest dziecinnie prosta!
Zioła – zalewamy wrzątkiem i gotujemy na wolnym ogniu pod przykryciem 10 minut, na kolejne 10 minut zostawiamy do „naciągnięcia”. W tym czasie płyn też lekko przestygnie.
Odmierzamy potrzebną ilość naparu do zlewki (35ml) i dodajemy mocznik i d-panthenol. Chwilę mieszamy do rozpuszczenia kryształków. Frakcja wodna jest gotowa!
Faza olejowa: do garnuszka wlewamy gorącą wodę i wkładamy naszą zlewkę z woskiem pszczelim (najdłużej się rozpuszcza, więc zaczniemy od niego) Jak nam się rozpuści dorzucamy pozostałe składniki fazy olejowej (lanolina, masło shea, masło kawowe, olej z baobabu)
i mieszamy aż się rozpuszczą. Ja dla wygody wkładam do garnka głębokie sitko, i w nim stawiam zlewki, dzięki czemu nie dotykają gorącego dna garnka.
Faza wodna powinna nadal być ciepła i mieć ok 40 stopni Celsjusza (Jeśli nie masz termometru, tak jak ja, spróbuj to sobie wyobrazić: nasze ciało ma 36,6 więc płyn powinien być cieplejszy, w odczuciu bardzo ciepły ale nie tak, jak szklanka z wrzątkiem, który ma 100 stopni)
Do Fazy wodnej B wlewamy fazę olejową A.
Miksujemy, aż rozwarstwiony płyn się połączy i zamieni w gładki krem.
Na zimno dodajemy olejki zapachowe, możemy dodać konserwant naturalny, ja zrezygnowałam z tego, bo maść szybko gęstnieje, poza tym szybko ją zużyję i przechowuję ją w chłodnym miejscu. Jednak jeśli nie jesteś pewna/pewien trwałości – zakonserwuj!
Gotowe!
A teraz dla zainteresowanych pokrótce opiszę użyte składniki i ich działanie.
Zioła zbieram sama na wsi. Jeśli nie jesteście pewni ziół/nie znacie się na tym, nie wiecie czy dana uprawa była ekologiczna i nie nawożona chemią – idźcie do apteki po zioła z pewnego źródła, albo użyjcie wody demineralizowanej.
Owies
Na pewno wszyscy kojarzymy go z płatkami owsianymi namięknientymi w ciepłym mleku i znienawidzonymi w dzieciństwie, ewentualnie niektórzy jak ja mieli podejście drugie do płatków owsianych w postaci chrupiacej granoli z piekarnika, która jest tak pysznym śniadaniem jak najlepsze ciasteczka a do tego ma masę błonnika i energii w postaci węglowodanów złożonych … 🙂
ale dzisiaj nie o jedzeniu, tylko o tym, jak owies działa na skórę. Wysoka zawartość związków polifenolowych, które działają jako przeciwutleniacze sprawia, że tym składnikiem zainteresowały się koncerny produkujące produkty dla skóry dojrzałej i ..atopowej! Owies jest polecany dla alergików – maseczka z płatków owsianych czy kremy z wyciągami z owsa łagodzą stany zapalne skóry, a ponadto tworzą delikatny filtr ochronny – dlatego tym razem zrobiłam sobie krem do twarzy z owsa i tego samego naparu użyłam do maści.
Skrzyp polny
Wzmacnia włosy skórę i paznokci – dodawany do wielu suplementów diety. Zawiera flawonidy, alkaloidy, sole mineralne
i krzemionkę – krzem to pierwiastek budujący skórę i jej przydatki. Ten mikroelement pomaga w produkcji kolagenu i elastyny, które wzmacniają strukturę skóry, i poprawiają jej elastyczność. To oznacza spowolnienie procesów starzenia skóry i powstawania zmarszczek. Gdzieś wyczytałam, że balsamy ze skrzypem polnym nadają skórze piękny koloryt, ale nie doczytałam już dlaczego, i szczerze mówiąc nie zwracałam na to zbytniej uwagi, ale zawsze warto to wiedzieć 🙂
D-panthenol
D-panthenol to prowitamina B5 – bardzo łatwo przenika wgłąb skóry i wykazuje właściwości higroskopijne (może gromadzić wodę) – dzięki czemu idealnie nawilża skórę, działa delikatnie leczniczo, łagodzi podrażnienia skóry, nadaje połysk włosom i paznokciom, ułatwia rozprowadzanie kremu.
Mocznik
Słyszeliście kiedyś o „babcinych” metodach na spekane pięty – okłady z moczem? Dla niektórych może wydać się to odrażające/dziwne i takie było dla mnie w dzieciństwie, jak o takich metodach usłyszałam. Na szczęście mocznik który możemy kupić w sklepach ze składnikami to biały, bezzapachowy proszek – bez obaw możecie dodać go do kremu 🙂 Mocznik ma silne działanie nawilżające – podobnie jak d-panthenol wiąże wodę, i nie pozwala jej wyparować. Dzięki temu skóra staje się gładka i jędrna.
W zależności od ilości dodanej do kosmetyku wykazuje trochę inne właściwości:
do 2% – przyspiesza regenerację naskórka
5-10% – silnie nawilża i zmiękcza skórę – takie stężenie wykorzystuje się w maściach leczniczych w chorobach skóry związanych
z nadmierna suchością)
powyżej 10% wykazuje działanie złuszczające i przeciwbakteryjne (stosuje się w leczeniu trądziku, w kremach do stóp)
Powyższe składniki są rozpuszczalne w wodzie i tworzą naszą fazę wodną.
W fazie olejowej występuje:
Lanolina
Możliwe, ze kojarzycie ten składnik z reklam płynu do płukania prania – lanolina to nic innego jak wosk chroniący wełnę owiec. Jej skład jest bardzo podobny do składu warstwy lipidowej skóry, dlatego jeśli mamy AZS i ta warstwa jest uszkodzona – lanolina będzie pełnić funkcję ochronną. Wnika wgłąb skóry, zmiękcza naskórek, zmniejsza szorstkość skóry, wygładza i natłuszcza. Dobrze oczyszczona lanolina nie powoduje reakcji alergicznych. Dodatkowo ma też działanie emulgujące i dzięki temu nasza woda z olejem połączyły się w jednolity krem 🙂
Wosk pszczeli – uzyskiwany ze smakowitych plastrów zrobionych przez miododajne pszczółki. Skład wosku się różni w zależności od pochodzenia, ale badania wykazały, że zawiera kilkaset różnorodnych witamin, składników mineralnych, kwasów tłuszczowych i mikroelementów. Działa zmiękczająco i uelastycznia skórę, nadaje kremom ładny połysk, zwiększa smarowność i zagęszcza krem. Idealnie nadaje się do robienia „balsamów w kostce” o których pewnie też wam napiszę, bo są mega proste w przygotowaniu i nadają się idealnie na zimę – na mróz powinno się stosować kremy natłuszczające.
Masło sheaMasło shea uzyskuje się z orzechów masłowca, zawiera ono naturalną allantoinę, prowitaminę A, witaminy E i F, kwasy tłuszczowe, woski. Pielęgnuje, natłuszcza i nawilża skórę. Nadaje się do łagodzenia poparzeń słonecznych i wszelkich podrażnień skóry. Idealne dla alergików, można je stosować bezpośrednio na skórę w stężeniu 100%. Chroni skórę przed działaniem czynników atmosferycznych i zatrzymuje w niej wodę. Stosuje się je do smarowania niemowląt. Jest też świetną odżywką do suchych, rozdwajających się włosów. Nierafinowane masło ma nieprzyjemny zapach więc jeśli chcecie mieć pachnący kosmetyk – kupcie rafinowane.
Masło kawowe
Uwielbiam kawę i zapach kawy – kiedy w dzieciństwie mama nie pozwalała mi jej pić, to uwielbiałam wdychać aromat ziaren i marzyć, że jak już będę dorosła to będę piła kawę 🙂 Teraz jestem dorosła i rozsądek każe mi jednak zadowalać się jej zapachem 😀 Dlatego użyłam też masła kawowego – pachnie jak kawa, nie takie cappucino ze śmietanką i karmelem, tylko zwykła czarna palona arabica. No ale nie zapominajmy, że masło kawowe ma też pozytywne działanie na skórę: nawilża, zmiękcza i działa przeciwzapalnie, pobudza krążenie. Ponadto chroni skórę przed działaniem wolnych rodników i promieniowaniem UV. Podobnie jak masło shea zapobiega odparowywaniu wody z naskórka i może być stosowane bezpośrednio na skórę. Może zmniejszać obrzęki pod oczami i cellulit 😉
Olej z baobabuGdyby Mały Książę był dorosły, nie przejmował by się pojedynczą różą tylko założył plantację baobabów i eksportował olejek baobabowy na ziemię 😉 Na szczęście był z innego świata i dla niego opieka nad swoją Różą była czymś ważniejszym niż duże problemy dużych ludzi……. A baobaby i tak rosną w Afryce i mamy z nich olejek, który zawiera mnóstwo witaminy B I C, jak również A, E, D i F. Stosuje się go do pielęgnacji suchej i zniszczonej skóry- mocno nawilża i wygładza i wspomaga regenerację. Polecany jest do skóry wrażliwej i wspomagająco w leczeniu egzem i łuszczycy. Ma miły, orzechowy zapach.
Jak widzicie stworzyliśmy mocno nawilżającą bombę witaminową o pysznym kawowo-orzechowym zapachu (u mnie z dodatkiem smrodku masła shea ;)). Mam nadzieję, że ten przepis przyda się nie tylko mi – ja jestem mega zadowolona z mojej domowej maści, jeśli uda Wam się ją zrobić samemu i wypróbujecie – koniecznie napiszcie mi o rezultatach!
Jeszcze tylko dodam, że nie jestem lekarzem i w żadnym wypadku nie chce podważać nauki, sensowności stosowania aptecznych maści, stosowania się do zaleceń specjalistów i tak dalej – jeśli to Ci pomaga, jak najbardziej jestem z Tobą. Ja niestety miałam traumatyczne przejścia z lekarzami i sterydami w dzieciństwie, i życie nauczyło mnie własnych poszukiwań. Z ziołami byłam za pan brat od dziecka, wieś to moje naturalne środowisko, każda roślinkę kojarzę z dzieciństwa, wiedzę o ziołach systematycznie pogłębiam i testuję na sobie, i najbliższych. U mnie z powodzeniem, ale musisz pamiętać, że zioła mogą też uczulać, więc jeśli chcesz przetestować coś na sobie – rób to ostrożnie! I pamiętaj o higienie 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Witaj,
bardzo zainteresowal mnie Twoj przepis.
Moglabys mi zdradzic skad bierzesz takie skladniki jak: lanolina, wosk pszczeli, masło shea, olej z baobabu, masło kawowe? Gdzie moglabym je kupic?
Pozdrawiam serdecznie,
Kasia
Hej. Niektóre składniki można nawet kupić w aptece, ale ja zwykle korzystam ze sklepów internetowych – zrobsobiekrem.pl- super skarbnica składników i przepisów; biochemiaurody.com – najczęściej z tych ale ostatnio odkryłam też inne sklepy z masłami naturalnymi (np masła kawowego które pięknie pachnie, nie mogłam dostać w zrobsobiekrem…) ale adresy innych sklepów mogę sprawdzić jak będę w domu bo nie pamiętam 😉 Zioła sama zbieram, ale można też kupić. A domowe kremy bardzo polecam. Odkąd zaczęłam „kręcić” żaden sklepowy mnie nie satysfakcjonuje :/
A owies to znaczy platki owsiane? czy jaki owies, gdzie kupujesz? z gory dziekuje za odp.!
Ja miałam owies z pola, taki zielony młody owies. Ale można też kupić. Chodzi o napar ziołowy 🙂
Owies, czyli ziele owsa (kłosy). Można kupić suszony w sklepach ze zdrową żywością/ziolami, albo jak ktoś ma zaprzyjaźnionego rolnika, to od niego (jeśli wie, że to nie jest nawożone i pryskane chemią)
Witaj, czy teho kremu mogę używać do codziennej pielęgnacji mojej dwuletniej córeczki?
Witaj,
Nie jestem dermatologiem, ten krem zrobiłam dla siebie do mojej skóry alergicznej. Skóra dziecka jest wrażliwa i każdy krem, który kupujesz sklepie jet przebadany. To jest domowy krem. Ma same naturalne składniki, ale nie mam pojęcia, czy Twoja córka nie jest uczulona na którykolwiek z nich. Ja osobiście bym próbowała i sprawdzała reakcję skóry, ale trzeba bardzo pamiętać o odkażeniu wszystkich pojemniczków itp i dodaniu konserwantu, żeby krem się nie zepsuł. Warto zapytać lekarza/farmaceuty o te składniki.
A jak odmierzyć np.15 ml wosku czy innych składników stałych,wosk jest w tabletkach.Czy jest moźliwośc, źeby podawała Pani przepisy produktów stałych w gramach a ciekłych w mililitrach lub miarkai typu np.łyźeczka?
Witam, to jest przykładowa receptura, czyli spisane dokładnie tak, jak ja to robiłam. Ja mierzyłam wosk, który jest w tabletkach łyżeczką miarową, która ma podane milimetry. Oczywiście nie jest to wtedy tak dokładny pomiar, jak jakieś miarki labolatoryjne, ale nie posiadam labolatorium, i spisałam to tylko dla osób które tak jak ja chcą sobie samemu w domu poeksperymentować. Podsumowując moje miary też nie były idealne, i nie jestem w stanie tego zrobić tak jak labolatoria robią profesjonalne kremy które kupujemy w sklepach.