„When you opened your eyes on the world for the first time as a child;
how brilliant the colors were;
what a jewel the sun was;
what marvel the stars;
how incredibly alive the trees were…
And to love again and again, and have people to whom we are deeply attached go to sleep and never wake up…
and the laughter echoes only in one’s mind… ” *
Pogoda była piękna… po chłodnym i pastelowym wschodzie słońca w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (wschód słońca znajdziecie tu) i krótkiej rozgrzewce nad Wielkim Stawem Polskim (hamowanie upadków) wybraliśmy się letnim szlakiem na Szpiglas… Uzbrojeni po pas w raki, czekany, uprzęże i kaski… Czy się przydały?
Na start krótka foto-relacja z hamowania upadków w wykonaniu kaskadera Jacka 😉
Orientacyjny przebieg szlaku na zdjęciu poniżej. Wariant letni nie bez kozery nazywa się letnim, ze względu na duże nachylenie stoku i lawiniska najlepiej nie wybierać się tam zimą. W dzień, w który my się tam zapuściliśmy była piękna pogoda, dobrze związana pokrywa i minimalne zagrożenie lawinowe (1). Drogę powrotną przeszliśmy już wariantem zimowym, który jest o wiele krótszy od letniego – jeśli zastanawiasz się który wariant wybrać na Szpiglas zimą – wybierz zimowy 😉
Trasa była przetarta już poprzedniego dnia, słońce wstało, widoczność była idealna, a pokrywa śnieżna pięknie związana, a miejscami skuta lodem – co doskonale widać na panoramie (dużą panoramę z opisem znajdziecie tu) Ostatni dzień roku zapowiadał się bardzo obiecująco 😀
Po krótkim spacerku szybko okazało się, że wyznaczony szlak biegnie miejscami przez kosodrzewinę :/ która niestety mocno ucierpiała pod rakami, tak to bywa z zimowymi skrótami :/ No nic, przedarliśmy się, początkowo brodząc w śniegu po kolana i już niedługo wychodzimy na ładnie zamarznięty śniego-lód, po którym zaczyna się wspinaczka pod górę. Początkowo chłopaki napierają pionowo w górę, bez bawienia się w zakosy, a ja próbuję dotrzymać im tempa. Nie jest to łatwe – lód jest tak zamarznięty, że raki ledwo wbijają się, nie ma mowy o wygodnych śniegowych schodach 🙁 Mimo tej drobnej niedogodności w górę idzie się w miarę szybko, tylko z lekką zadyszką 😉 spowodowaną gilami wartko płynącymi z nosa (co wymusza na mnie dodatkowe postoje :p)
Szybko dochodzimy do Szpiglasowych Perci na których jest kilka dużych wygodnych kamieni do odpoczywania. Chwilę siedzimy, pijemy herbę, i szybko uciekamy przed rodzinką zmierzającą w tą samą stronę co my. Ja walczę ze sobą – robić zdjęcia i przepuszczać dzieciaki, czy napierać do przodu. Rodzince towarzyszą głośne narzekania, przekomarzanie się i ogólna wesołość. Should I stay or should I go?
Ze Szpiglasowych Perci wchodzimy już w zakosy prowadzące do samej Przełęczy, a dokładnie do łańcuchów zaczynających się w żlebie.
Rzut oka w dół – przegrupowania, zakładanie raków i mini paraliż na szlaku przed łańcuchami 😉
Chłopaki decydują się na podejście żlebem. Śniegu jest niewiele, ale wchodzi się wygodnie, jak po stopniach, jest idealnie!
Też idę żlebem, tym sposobem zyskuję spory dystans czasowy przed kolejną grupą i mogę spokojnie robić zdjęcia z góry.
Łańcuchy są pięknie „wyczyszczone” więc idzie się wygodnie, nie trzeba ich rwać z lodu 😉 Na zdjęciu ostatnie metry przed wyjściem na Szpiglasową Przełęcz:
Rzut oka na łańcuchy z przełęczy:
Potem przy schodzeniu rozważaliśmy zakładanie uprzęży i wpinanie się w łańcuchy, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, żeby zaoszczędzić czas. Schodziło się dobrze, o ile akurat ktoś nie szarpał za ten sam łańcuch, albo nie wpadał w panikę przy mijaniu się 😉 Na szlaku zdecydowanie przydały się raki i czekan, natomiast uprzęże, karabinki, lonże i kaski ponosiliśmy ze sobą w obie strony dla sportu 😉 No.. może kask przydał się na ćwiczeniach hamowania upadków na stoku 😀
Kolejne grupy dodają nowe linie w zimowym rysunku:
Szpiglasowa Przełęcz widziana z drogi na Szpiglasowy Wierch:
Początkowo planujemy tylko Przełęcz, ale Szpiglasowy Wierch jest „na wyciągnięcie ręki” więc żal się na niego nie wdrapać…
Trasa jest bardzo przyjemna, chociaż miejscami wąska, bo jednak idzie się po grani przez chwilę, to widoki są przednie 😉 Najbardziej epicka fota z tego dnia 😉
Z tej strony pięknie rysuje się Mięguszowiecki Szczyt i Cubryna, w oddali widać nawet Rysy i Wysoką!
Widok na Słowacką stronę Tatr: Niżni Ciemnosmerczyński Staw, Dolina Koprowa:
No i grupowe szczytowanie na Szpiglasowym Wierchu:
„…but then the echo goes…
the memory, the traces are all gone.
All your efforts, all your acheivements, all your attainments turning into dust, nothingness…” *
Dzień zakończył się koczowaniem pod schroniskiem i czekaniem na Nowy Rok :D. Zdecydowanie tego dnia brakowało mi samotności i ciszy w górach!
Jako bonus załączam sylwestrowe zdjęcie z PTTK Samotnia 😉
*We wpisie cytuję fragmenty tekstu Nothing More „Pyre”, w którym jest przytoczony tekst Alana Watts’a.
Renata, nie wybieracie się przypadkiem w najbliższą sobotę w Tatry? 🙂
Wybieramy się w niedzielę, ale nie będziemy wędrować, tylko się szkolić w lodzie 😉
My też zmieniliśmy plany i wybieramy się w niedziele ale jeszcze nie wiemy, w które miejsce w Tatrach. W każdym razie nie w rejony lodospadów 😉
Będę czekał na fotorelacje 🙂
🙂
Matko, jakie to piękne! Trafiliście szóstkę w totka chyba – taka pogoda i takie warunki… Piękne wyjście i piękne zdjęcia!
Tak, to prawda, świetna pogoda i warunki śniegowe, w gorszych warunkach to wejście tamtędy byłoby strasznie durne. W sumie i tak się trochę stresowalam