Tym razem Rudo-zielona jesień. Agresywna, kolorowa i wesoła. Słońce prześwieca przez wilgotne jeszcze po deszczu liście. Mokra ziemia intensywnie pachnie mchem. Buty brudzą się błotem, liście spadają i wplątują się we włosy. Powietrze staje się cięższe a noce i poranki chłodniejsze.
To zimno przebarwia liście na kolorowo. Powoli umierają w tak efektowny sposób.
Zmruż oczy i zostanie sam kolor…
Dynia smakowicie czerwieni się na pieńku. Liście dębu czerwonego powoli zmieniają kolor na brązowy. Jeszcze nie wiem, co zrobię z tą dynią – jest zbyt krzywa, zeby wycinać ją na „Halloween”, pewnie wyląduje w zamrażalniku w postaci musu na zimę…
Spaceruję po lesie, a potem sprawdzam, co to za drzewa, czasami nie jest to łatwe, bo niewiele gatunków pamiętam z dzieciństwa…
Na zdjęciu bardzo popularny w Polsce buk zwyczajny – od nazwy tego drzewa prawdopodobnie pochodzi angielskie słowo na określenie książki – book – pierwsze manuskrypty w Skandynawii pisano własnie na bukowych tabliczkach 🙂 Młode liście można jeść i podobno mają orzechowy smak – muszę spróbować wiosną! Teraz jesienią liście są twarde i nie zachęcają do konsumowania…
Cudowny, kolorowy klon. Klon to moje drzewo z dzieciństwa – rosło na górce u mojej babci i można było zobaczyć go z bardzo daleko jak mienił się wszystkimi barwami, rozpalaliśmy pod nim ognisko z pieczonymi ziemniakami – takimi prosto z pola, z mokrej ziemi… klon nadal tam stoi, ale inne dzieci przeżywają pod nim swoje przygody 🙂
Rudy kociak na płotku, niestety czmychnął z niego zanim podeszłam bliżej 🙁
Liść śliwkowy i liście pigwowca na tle intensywnie zielonej trawy.
Dąb czerwony?
Nie ma to jak odpocząć na spacerze na wygodnych pieńkach 😉 To mówię ja – człowiek z lasu 🙂