Orla Perć …czyli nie taki diabeł straszny… jak go malują.
Co najlepiej zrobić w urodziny? Ciasto? Imprezę? A może złoić jakąś fajną trasę w górach? W dodatku iść w góry sama? Samusieńka?
Wiadomo, co wybrałam ;D A ciasto i tak zrobiłam po powrocie 🙂
No to gdzie ta Orla?
Dzień zaczął się od ciepłego wschodu słońca nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. Robiąc zdjęcie tej kaczce myślałam, ze zobaczę kawałek tej Orlej, zmacham się i wrócę grzecznie do schroniska…
Przy podejściu na Przełęcz Zawrat słońce powoli zalewało szczyty i ocieplało zimne skały.
Kozica sprawdza co to za warjaty wstają tak rano, żeby jej przeszkadzać w popasie.
Łańcuchy straszą turystów, a tymczasem przez większość trasy można przejść zwyczajnie czepiając się skały i olewając ten łańcuch. Mi bardziej przeszkadzał niż pomagał, o wiele wygodniejsze były miejsca do obejścia bez łańcucha. Chociaż zdaję sobie sprawę, że przy zejściu mogłoby być odwrotnie i grzecznie zjeżdżałabym na żelastwie 😀
Przełęcz Zawrat to ostatni moment na decyzję – wchodzić? Nie wchodzić? Szlak jest jednokierunkowy, wiec nie ma odwrotu z raz obranej drogi 😉 trzeba już przejść ten pierwszy kawałek. Jak by tego było mało jest to jeden z trudniejszych odcinków Orlej (najtrudniejszy jest ten drugi z Kozim Wierchem).
No to czas ruszać! Ścieżka jest naprawdę szeroka i wygodna.
Po chwili wychodzimy na grań i kierujemy się w stronę Małego Koziego Wierchu. Jak widać nie da się być w górach samemu 🙂 Pozdrowienia dla moich „przypadkowych towarzyszy wędrówki” 😀
Na szczycie.
I schodzimy tylko po to, żeby zaraz znowu piąć się pod górę.
Spojrzenie w tył – Mały Kozi już za nami.
Trawersujemy sobie po Zamarłej Turni.
Przed nami majaczy Kozi Wierch
😀
Jakieś tam ułatwienia na szlaku.
Słynna drabinka na Koziej Przełęczy. Drabina to drabina. A ta całkiem porządnie jest przymocowana!
Biżuterii a biżuterii!
Chwila odpoczynku przed „atakiem szczytowym” 😉 Jest pięknie!
Ten płaski kawałek do przejścia w dobrych warunkach jest banalny, ale przy załamaniu pogody mogłoby być niebezpiecznie. Ostatnie kroki i jesteśmy na Kozim Wierchu
Na grani. Lufa z prawej 😀 Lufa z lewej 😀
A tu mi się mordka cieszy na widok pięknego kawałka wspinaczki bez zabezpieczeń – a dokładnie schodzenia w dół „na czterech łapach” po pięknie wyrzeźbionych skałach.
Widzicie ludzika tam pode mną po lewej stronie?
Ten kawałek mam już za sobą – spojrzenie w górę:
A przede mną znowu mały wspin – tym razem z łańcuchami, ale elegancko sie idzie czepiając samej skały:
I tu niespodziewany toast na Skrajnym Granacie! Zimne piwo! <lol> Dzięki!
Spojrzenie w tył – Granaty mamy już za sobą. Ruszamy na ostatni odcinek Orlej:
Pięknie wyrzeźbione ale ciasne kominki.
I tu po kruchym i osypującym się szlaku schodzimy w dół.
Nareszcie jakaś porządna ścieżka 😀
No i jesteśmy na Przełęczy 😀 Teraz czeka nas jeszcze dłuuuugi powrót do Murowańca. Ale było warto!
To jest tylko skrócona relacja i we wpisie nie widać wszystkich trudności występujących na Orlej. Pamiętajcie, że to, co dla jednych jest proste, dla drugich może okazać się śmiertelnie niebezpieczne. Trasa z tak dużym nagromadzeniem ekspozycji i trudności technicznych wymaga zdwojonej uwagi i wytrzymałości fizycznej (i psychicznej). Nie wchodź na nią jeśli nie masz doświadczenia w trudniejszych wędrówkach górskich. Jeśli do tej pory chodziłaś/chodziłeś tylko po dolinach – wybierz się na jakiś pojedynczy szczyt, potem stopniuj utrudnienia, sprawdź się w bezpieczniejszym środowisku. Pamiętaj, to są góry. Jeden błąd może kosztować życie!
Wycieczkę zaplanuj tak, żeby wrócić do schroniska przed zmrokiem. Uważnie szukaj szlaku, nie używaj pozornie łatwiejszych skrótów.
http://natatry.pl/artykuly/zleb-dregea
Jeśli chcesz się tam wybrać, koniecznie obejrzyj też filmiki z przejść na przykład ten:
I dobrze się przygotuj do tej wyprawy. A potem ciesz się widokami 😀
Sprzyjająca mieliście pogodę :), a djęcia piękne oddają całą moc Orlej 🙂 Ja mam za soba tylko Mały Kozi i Skrajny Granat – oba osobno, może i cała Orla KIEDYŚ….
Tak 🙂 Pogoda idealna, dlatego się wybrałam 😀 Trasę bardzo polecam – jest mega ciekawa, fragmenty łatwej wspinaczki, ale naprawdę czuje się że jest się w górach i chodzi po skałach a nie po „schodach” 🙂 Ja na pewno tam się jeszcze wybiorę 😀